Rosyjska napaść na Ukrainę ilustrowana jest w mediach m.in. z pomocą zdjęć satelitarnych. Ze względu na szczegółowość, największą popularnością cieszą się te opatrzone napisem „Maxar”. Kilka osób spoza branży kosmicznej pytało mnie, czym są te „satelity Maxar”. Odpowiedź jest prosta: nie ma takich satelitów. Maxar to nazwa amerykańskiego holdingu. Satelity, z których zdjęcia widzimy w mediach to WorldView-1, -2, -3 i GeoEye-1. I na tym mógłbym skończyć. Jednak pod hasłem „Maxar” kryje się całkiem ciekawa historia…
Stany Zjednoczone, pierwsza połowa lat 80. minionego wieku. Kosmos został wstępnie oswojony. Społeczeństwo zaczyna czerpać korzyści z technologii satelitarnej. W największym stopniu dotyczy to łączności. Telekomunikacja satelitarna przeszła od fazy eksperymentów do fazy wykorzystania operacyjnego. Pojawił się „rynek satelitarnych usług telekomunikacyjnych”, z firmami odpowiedzialnymi za budowę i eksploatację obiektów pozwalających przesyłać sygnał w dowolny zakątek świata. Tymczasem obserwacje Ziemi pozostają pod ścisłą kontrolą rządu USA. Monopol dotyczy zarówno obserwacji wojskowych, meteorologicznych jak i tych „zwykłych”, zorientowanych na monitoring pokrycia terenu.
Komercjalizujemy!
Skoro jedni zarabiają na telekomunikacji satelitarnej, dlaczego inni nie mieliby się bogacić na obserwacjach Ziemi? Amerykanie podejmują więc decyzję o komercjalizacji satelitarnych obserwacji planety, choć nie w pełnym zakresie. Z powodów strategicznych obserwacje wojskowe i meteorologiczne pozostają w rękach rządu, natomiast obserwacje cywilne trafiają na rynek. Takie postanowienie przyniosła ustawa znana jako Land Remote-Sensing Commercialization Act z roku 1984. Jej największym praktycznym skutkiem było oddanie w ręce biznesmenów danych z Landsata – jak na owe czasy jedynego cywilnego satelity do obrazowania powierzchni lądów. Na mocy ustawy za dane Lnadsata trzeba było teraz płacić. Landsat miał na siebie zarabiać.
Nowa polityka przyniosła efekt odwrotny od zamierzonego. Dyktowane rynkowo ceny danych Landsat były wysokie – a dla wielu zbyt wysokie. Fala oburzenia przeszła przez środowisko naukowe, które było jednym z głównych odbiorców zobrazowań (w latach 80 kompetencje w zakresie analizy danych satelitarnych wciąż zbyły rzadkie i skupiały się przede wszystkim w świecie akademickim). Ustawa komercjalizująca rynek obserwacji w dużym stopniu zahamowała jego rozwój.
Po niecałej dekadzie obowiązywania ustawy z 1984 roku przyszedł czas na refleksję. Dokonywano jej ze świadomością zmieniającej się sytuacji geopolitycznej. Zimna wojna dobiegała końca, a co za tym idzie wiele technologii zastrzeżonych dotąd dla wojska mogło teraz trafić w cywilne ręce. W takich okolicznościach w życie weszła druga ustawa: Land Remote Sensing Policy Act z 1992 roku. Pozostawiała w gestii administracji rządowej obserwacje wywiadowcze i meteorologiczne, ale rewolucjonizowała obserwacje cywilne.
Przede wszystkim ustawa zabezpieczała przyszłość Landsata – tak politycznie (dane mają być zbierane w sposób ciągły i dostępne dla wszystkich po kosztach przesyłki) i finansowo (Landsat wraca na garnuszek państwa, a więc ma zagwarantowaną ciągłość finansowania). Jednocześnie nakazano Landsatowi pozostać przy jego dotychczasowej rozdzielczości 30 metrów na piksel. Wyższa rozdzielczość… no właśnie. Dane w wyższej rozdzielczości mogły być od teraz pozyskiwane przez podmioty pozarządowe, publiczne, rynkowe – słowem: każdego. Wystarczyło uzyskać stosowną licencję i zbudować sobie satelitę.
Pionierzy na nowym runku
Słynący z przedsiębiorczości Amerykanie już na samą zapowiedź takich zmian ruszyli do działania. W styczniu 1992 roku, dziewięć miesięcy przed uchwaleniem ustawy, na rynku pojawiła się pierwsza firma zamierzająca czerpać korzyści z nowej regulacji: WorldView. Jej kapitał był w 100% prywatny i pochodził od udziałowców z Doliny Krzemowej i mniejszych podmiotów z Azji i Europy. Konkurencja dla WorldView pojawiła się szybko. W 1992 roku działalność zainicjowała Orbital Imaging Corporation (szerzej znana jako Orbimage). Okazję do zbicia kosmicznych pieniędzy dostrzegły też koncerny Raytheon i Lockheed Martin. Połączyły siły i w 1994 roku powołały do życia spółkę Space Imaging Corporation. Te trzy podmioty (WorldView, Orbimage i Space Imaging) zdecydowały o tym, czym jest dzisiejszy Maxar.
Po uzyskaniu licencji, każda z firm zamierzała umieścić swojego satelitę na orbicie. Jako pierwsza cel ten osiągnęła Orbimage, ale jej obserwatoria były dalekie od tego, czego moglibyśmy się spodziewać myśląc o obserwacjach Ziemi. Wystrzelony w 1995 roku OrbView-1 stanowił efekt bliskiej współpracy z NASA i skupiał się na badaniu atmosfery, głównie wyładowań burzowych. Młodszy o dwa lata OrbView-2 również powstał na zapotrzebowanie NASA – pomagał w monitorowaniu oceanów.
Wysokorozdzielczymi obserwacjami powierzchni lądów (3 m/piksel) miał zająć się dopiero EarlyBird-1, wystrzelony w grudniu 1997 roku przez firmę… I tu zaczyna się charakterystyczny dla kapitalizmu proces łączenia podmiotów słabszych w silniejsze, lub zjadania płotek przez grube ryby. Pracę nad EarlyBird-1 rozpoczęła firma WorldView, ale w 1995 roku połączyła się z Ball Aerospace & Technology, tworząc nowy podmiot: EarthWatch Inc. To już do niej należał w chwili startu EarlyBird-1. Należał krótko, gdyż wystrzelenie satelity zakończyło się fiaskiem.
Epokowy jeden metr
W obliczu porażek konkurencji, pierwszym „pełnowymiarowym” owocem ustawy z 1992 roku stał się satelita Ikonos, wystrzelony w 1999 roku przez Space Imaging. Z miejsca stał się symbolem, by nie powiedzieć ikoną. Jako pierwszy w historii cywilny satelita dostarczył zdjęcia o rozdzielczości 1 m/piksel. Każdy, kto miał odpowiednio gruby portfel mógł teraz po prostu skontaktować się ze Space Imaging i zamówić sobie bardzo (BARDZO!) szczegółowe zdjęcie wybranego miejsca na planecie. Do tej pory na taki luksus stać było jedynie agencje wywiadowcze.
Etykieta „pierwszego” gwarantowała Ikonosowi rozpoznawalność na rynku i przewagę konkurencyjną. Rywale borykali się z problemami technicznymi i swoje pierwsze wysokorozdzielcze obserwatoria wysłali na orbitę dopiero w 2003 roku (OrbView-3 firmy Orbimage) oraz w 2001 roku (QuickBird-1 firmy DigitalGlobe, bo – rebranding – właśnie tak od 2001 roku nazywał się dotychczasowy EarthWatch Inc.).
Space Imaging znalazła głównego (i hojnego!) klienta w amerykańskiej agencji rozpoznania obrazowego (National Geospatial-Intelligence Agency, NGA). Jednak chyba nie do końca wykorzystała atut stałego finansowania. Eksploatując Ikonosa nie zadbała o inwestycje w nowe satelity. Gdy konkurenci w końcu z powodzeniem wysłali swoje obserwatoria w kosmos, przewaga konkurencyjna Ikonosa stopniała do zera. Nic więc dziwnego, że kolejna transza lukratywnych kontraktów z NGA powędrowały także w ręce DigitalGlobe i Orbimage, a Space Imaging stopniowo zaczął być odstawiany na boczny tor. Ostatecznie, w 2006 roku osłabiona Space Imaging została wchłonięta przez dotychczasowego konkurenta – Orbimage. Po połączeniu przedsiębiorstw nowy podmiot przyjął nazwę GeoEye. Z trójki graczy zostało już tylko dwoje.
Na łasce agencji rządowych
W kolejnych lata DigitalGlobe i GeoEye umacniały się na pozycjach, zamawiając i wysyłając w kosmos nowe satelity oraz poszerzając gamę usług. Sponsorem firm pozostawał rząd USA. Co prawda prywatne podmioty (np. Google) kupowały dane satelitarne w ilościach hurtowych, to jednak głównym źródłem dochodów były kontrakty z NGA. Agencje związane z bezpieczeństwem dysponują swoimi własnymi super-szpiegowskimi satelitami, jednak każde dodatkowe i relatywnie tanie źródło informacji jest zawsze mile widziane. Szczególnie gdy agencyjne projekty są opóźnione i przekraczają budżet. Jak kluczowe dla firm sektora wysokorozdzielczych obserwacji Ziemi są zlecenia NGA, pokazał dobitnie rok 2012.
Właśnie w 2012 roku rywalizujące ze sobą DigitalGlobe i GeoEye podjęły rozmowy o ewentualnym sojuszu. Do fuzji jednak nie doszło, w reakcji na co GeoEye wystąpił z odważną propozycją przejęcia DigitalGlobe za kwotę 792 milionów dolarów. Inicjatywa ta nie spotkała się pozytywnym przyjęciem w DigitalGlobe, więc koniec końców podmioty kontynuowały działania niezależnie. Aż do czasu, gdy NGA odkrył karty. Aktualizując budżet, agencja postanowiła utrzymać kontrakty z DigitalGlobe na dotychczasowym poziomie, natomiast te z GeoEye zredukowali. Efekt? GeoEye mocno stracił na wartości i kilka miesięcy później sam został zakupiony przez DigitalGlobe (za 900 milionów dolarów). Kto mieczem wojuje…
Po 25 latach od wprowadzenia w USA ustawy komercjalizującej obserwacje Ziemi, z trzech istotnych wtedy graczy został więc tylko jeden. Firma Space Imaging (satelita Ikonos) została kupiona przez Orbimage (satelita OrbView), tworząc firmę GeoEye (satelity GeoEye), która następnie sama została przejęta przez DigitalGlobe (wcześniej EarthWatch, a jeszcze wcześniej WorldView). Historia niczym życiorysy bohaterów „Dynastii” czy „Mody na sukces”. A to jeszcze nie koniec.
Wchłonąwszy konkurencję, DigitalGlobe w 2017 roku sam został zjedzony przez grubszą rybę – kanadyjski holding MacDonald, Dettwiler and Associates (MDA). Pasjonaci załogowych lotów kosmicznych mogą kojarzyć te nazwę np. ze słynnymi robotycznymi manipulatorami wahadłowców czy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To właśnie dzieła MDA. Osobom związanym z obserwacjami Ziemi zapewne bliższy będzie inny produkt Kanadyjczyków: satelita RadarSat-2.
Maxar, czyli cztery w jednym
Na pozyskanie DigitalGlobe MDA przeznaczył aż 2,4 miliarda dolarów. Po przejęciu DigitalGlobe, MDA zmienił nazwę na Maxar Technologies i pod takim szyldem zaistniał na światowych rynkach. Ale nie jest to jeszcze ten sam Maxar, którego znamy dziś z publikacji zdjęć ukazujących wojnę w Ukrainie. W roku 2020 kanadyjska część Maxar została wydzielona z całego przedsiębiorstwa i sprzedana kanadyjskim inwestorom. Co ciekawe, wyłączona i sprzedana część Maxar ponownie nazywa się MDA.
Czym więc tak na prawdę jest dzisiejszy Maxar? Po odchudzeniu (wyłączeniu i sprzedaży MDA) pod hasłem „Maxar” należy rozumieć holding zarządzający czterema firmami o uzupełniających się kompetencjach: DigitalGlobe, Space Systems/Loral, Radiant Solutions i Vricon. DigitalGlobe odpowiada za zarządzanie satelitami i pozyskiwanie danych z orbity. Space Systems/Loral konstruuje satelity, zarówno na potrzeby DigitalGlobe, jak i dla odbiorców zewnętrznych. Natomiast Radiant Solutions i Vricon koncentrują się na przetwarzaniu danych. Tak to wygląda na dzisiaj. Jak długo ten stan rzeczy się utrzyma? Kto, kiedy i kogo przejmie? Ta opowieść bez dwóch zdań będzie miał swój dalszy ciąg.
Powyższa historia pokazuje jasno, że polityka urynkowienia wysokorozdzielczych obserwacji Ziemi, wprowadzona przez USA w 1992 roku, przyniosła zamierzony efekt. Po 30 latach mówimy już o fuzjach i przejęciach firm wartych setki milionów czy miliardy dolarów. Agencja rozpoznania obrazowego (NGA), strategiczny klient w USA, na zakup danych satelitarnych od Maxar wydaje obecnie około 300 milionów dolarów rocznie i zamierza tę kwotę zwiększyć o 30%. Nic więc dziwnego, że atrakcyjność rynku przyciąga wciąż nowych graczy. Sytuacja staje się tym ciekawsza, że rząd USA rozpoczyna częściową komercjalizację innego obszaru obserwacji naszej planety: meteorologii satelitarnej. Ale to już zupełnie inna historia…